Czy sprawdzanie stron w mediach społecznościowych pracowników jest przydatne
W dzisiejszych czasach prawie każdy jest zarejestrowany w sieciach społecznościowych. Dla ludzi jest to wirtualne miejsce spotkań ze znajomymi, klub, w którym można znaleźć podobnie myślących ludzi, platforma do gorących debat i dyskusji, źródło ogromnej ilości nowych, ciekawych informacji. Każdy zachowuje się tam jak chce, bo nie widać jego twarzy i dlatego nikt się niczego nie wstydzi. Ostatnio w Rosji, jak również w innych cywilizowanych krajach, wśród pracodawców wzrosła tendencja do przeglądania stron w serwisach społecznościowych przed zatrudnieniem nowego pracownika. Jedni twierdzą (zazwyczaj przełożeni), że jest to uzasadniona konieczność, inni zdecydowanie się temu sprzeciwiają i twierdzą, że takie działania naruszają prawa człowieka (oczywiście, zazwyczaj uważają tak pracownicy), reszta uważa, że pomysł próby dotarcia do prawdy poprzez wścibstwo w czyjeś sprawy osobiste jest wątpliwy i bezużyteczny. Która z tych opinii jest prawdziwa?
Dlaczego w ogóle trzeba sprawdzać?
Pracodawcy nie są skłonni zaufać słowu osoby, która tak naprawdę chce wyciągnąć od nich pieniądze. Aby zdobyć dobrą pracę wielu potrafi bezwstydnie kłamać. Ktoś powie, że biegle posługuje się pięcioma językami, co dla osoby, która w szkole uczyła się tylko niemieckiego, nie jest takie proste do sprawdzenia. Ktoś powie, że przez kilka lat pracował nieoficjalnie jako szef dużej firmy. A pracodawca potrzebuje profesjonalnego pracowitego doświadczonego pracownika, który przysłuży się firmie i przyniesie zysk, a nie będzie tracił czasu. Aby jakoś uspokoić się przed zatrudnieniem niesprawdzonego kandydata, pracodawcy wpadli na pomysł, aby zwracać uwagę na portale społecznościowe, gdzie wyraźnie widać portret psychologiczny danej osoby i gdzie często wskazuje się prawdziwe wykształcenie i doświadczenie zawodowe użytkownika.
Czy te badania kontrolne mają jakiś sens?
Oczywiście, że jest. Czasami zdarza się tak, że kłamca oddaje się w ręce innych, pokazując na stronie swoje prawdziwe wykształcenie i poprzednie miejsca zatrudnienia. Jednak prawdopodobieństwo tego nie jest aż tak duże. Dużo ważniejsze jest to, czego pracodawca może dowiedzieć się o zainteresowaniach i poglądach potencjalnego pracownika. Osobie, która na stronie w mediach społecznościowych zamieszcza zabawne anegdoty i zdjęcia swojego dziecka, powyższe stwierdzenie może wydać się dziwne, a nawet głupie. Ale niestety w naszym kraju wciąż jest wiele osób o wątpliwym charakterze moralnym. W dzisiejszych czasach zdarzają się zapaleni naziści, którzy bez najmniejszego skrępowania zamieszczają wpisy wychwalające Hitlera i nienawidzą Żydów. Czy można zatrudnić taką osobę na stanowisku, które wiąże się z pracą z ludźmi? Czy taka osoba może być lekarzem? Jak będzie postrzegana w zespole pracowniczym? Czy zatrudnienie takiej osoby jest w ogóle moralnie poprawne?
A co jeśli u danej osoby występują wyraźne objawy uzależnienia od seksu, a cała strona jest zaśmiecona zdjęciami nagich kobiet? I nie mówimy tu o obrazach o wysokiej wartości artystycznej, ale o zdjęciach pornograficznych. Najprawdopodobniej osoba zarządzająca (zwłaszcza jeśli jest to kobieta) nie będzie chciała zatrudnić kogoś, kto będzie pożądliwie gapił się na pracownice. Poza tym, jeśli dana osoba spodziewa się objąć wyższe stanowisko, które wymaga odpowiedniego poziomu intelektualnego ciągłego samodoskonalenia i ciekawości nowej wiedzy, to najprawdopodobniej będzie zamieszczać w mediach społecznościowych przydatne informacje w przeciwieństwie do rozpowszechniania śmiesznych komiksów napisanych z błędami gramatycznymi i pozbawionych jakiegokolwiek ładunku semantycznego. Ile czasu dana osoba spędza bezczynnie przy komputerze, jakie są jej zainteresowania w wolnym czasie, jakie cele życiowe realizuje dana osoba i jaki jest jej prawdziwy poziom wychowania i wykształcenia - na te wszystkie pytania mogą odpowiedzieć sieci społecznościowe. I nie możemy się nie zgodzić, że te właśnie pytania zadaje każdy pracodawca na każdej rozmowie kwalifikacyjnej z potencjalnym pracownikiem.
Co jest złego w sprawdzaniu portali społecznościowych?
Czasami pracodawcy dają się ponieść badaniu czyjegoś życia i charakteru i przestają odróżniać życie prywatne od pracy. Dlaczego miałbyś się przejmować zachowaniem i charakterem pracownika, jeśli jedyne co robi to siedzi przy biurku i wypełnia papiery? Ale jeśli w ten sposób ukształtował się już negatywny portret danej osoby, to czasem można stracić dobrego, pracowitego, sumiennego fachowca, bo nie zgadzały się wasze poglądy na życie.
Czy to legalne?
Niektórzy twierdzą, że człowiek ma prawo do prywatności i przestrzeni osobistej, w którą pracodawcy nie wolno wtykać swojego długiego nosa. Menedżerowie wystarczająco przeszkadzają swoim podwładnym w miejscu pracy, więc co się stanie, jeśli zaczną kontrolować pracowników poza pracą? Eksperci w większości skłaniają się ku opinii, że menedżerowie nie powinni mieć prawa do korzystania z informacji osobistych pracownika bez jego zgody. Ludzie uważają sieci społecznościowe za swoje osobiste pokoje, w których mogą przebywać bez spodni i w brudnych skarpetach bez narażania się na czyjąś dezaprobatę i sądzą, że nie powinno to wpływać na ich pracę.
Ale nadal Internet trudno nazwać zamkniętą przestrzenią i ludzie często pokazują tam wszystkie swoje wady. Człowiek powinien pozostać człowiekiem niezależnie od tego, czy jego pracodawca sprawdza strony w mediach społecznościowych, czy też nie. Chamski brud i brak wykształcenia mogą zaszkodzić nawet jeśli nie jesteś zarejestrowany na żadnym portalu społecznościowym.